No tak, szczerze, mówiąc to mógłbym pisać i pisać o tym albumie.Że pomysłodawca był Paul, że głównie on no i John pracowali nad nim (Ringo wspominał, że w czasie nagrywania, pracy na tym albumem nauczył się grać w szachy, George odpływał w świat buddyzmu i filozofii hinduskiej i nagrywanie tego albumu mało go obchodziło), że po raz pierwszy na płycie utwory muzyczne
Zresztą, kiedy mówimy o listach w USA, mamy zawsze na myśli zestawienia tego szacownego magazynu muzycznego, w Wielkiej Brytanii jest co najmniej kilka takich list. Piękna ballada rockowa, wszystko w niej jest takie staranne i delikatnie wyważone, Robert ani przez chwilę nie szarżuje wokalnie.
kamień spadł mi z serca 48. spadł ze schodów 80. spadł z nieba 77. w rynku spadł 45. spadł z konia. Tłumaczenia w kontekście hasła "spadł" z polskiego na angielski od Reverso Context: spadł z dachu, kamień spadł mi z serca, spadł ze schodów, spadł z nieba, w rynku spadł.
Superlungs My Supergirl - Donovan zobacz tekst, tłumaczenie piosenki, obejrzyj teledysk. Na odsłonie znajdują się słowa utworu - Superlungs My Supergirl.
Mamy rocznicę jednej z największych hańbiących kart w dziejach naszej historii, MARCA '68. Wszyscy wiemy o co wtedy chodziło. Jeśli nie, wyedukujcie się. Piosenka 'Kuba' Zbyszek Hołdys napisał o swoim przyjacielu, który WTEDY, jak tysiące innych POLAKÓW, został zmuszony do emigracji z własnego kraju. Dokładniej wyjaśnia sam
Kiedy pytam Pitta, co w dzisiejszych czasach daje mu najwięcej komfortu, odpowiada: „Co rano wstaję i rozpalam ogień. "A kiedy Marian ze schodów spadł
Kiedy Jerry Lee Lewis udał się do Anglii na swoją pierwszą zagraniczną trasę koncertową w 1958 roku, zdecydował się zabrać ze sobą swoją nową żonę. Kiedy wylądował na lotnisku Heathrow, reporter poprosił młodą kobietę o przedstawienie się. Jestem Myra - odpowiedziała i dodała: Żona Jerry'ego.
Podtytuł: "A kiedy Marian ze schodów spadł". Album: "Marian", 2001. Wytwórnia: Pomaton, EMI. Długość: 4:54. Swego czasu wielki przebój u nas bliżej nieznanego mi zespołu z Trójmiasta. Nr 3 Listy Przebojów Programu Trzeciego, co już jest sporą nobilitacją. Dla mnie na pewno. Od lat jestem fanem tej stacji, choć od kilku lat mimo
Po prostu spadł ze schodów, stracił przytomność i udusił się krwią. Ale ani książka, ani żadne kolejne ustalenia faktów niczego nie zmienią. Mit jest silniejszy, a raczej ważniejszy
Kolejny top z Magazynu Q w ramach Twój TOP. Muzyka umownie nazwana krótko "elektroniczna" bez podziału na rock czy pop elektroniczny itd Sporo ciekawej muzyki z absolutnym hitem na miejsc u 1, prekursorów tego gatunku z Niemiec w wersji angielskiej, zaskoczenie bo kiespki numer wysoko na nr 2.
qzbQVe. Tekst piosenki: Do knajpy się chodziło poszukać sobie żon... Poszukać, bo to w knajpie, znajdować nie wypada. Przegrywał ten, kto pierwszy zaliczył w kącie zgon, Wygrywał, kto ostatnich do domu odprowadzał. A później się wzruszało, gdy biegło się przez mgłę W pszenicy aż do pasa, do słońca aż po rosie, Śpiewało się "Hosannę" dla babci, co na mszę, Jak gliniarz dał alkomat, dłubało się nim w nosie. Lecz nagle Marian ze schodów spadł, I całkiem mu się pozmieniał świat. Gdy Marian nagle ze schodów spadł, W jedną noc przeżył pięć lat... W jedną noc przeżył pięć lat... Po lesie się Wartburgiem jeździło aż się grzał, Z pijanym w sztok słowikiem gadało po niemiecku, Tańczyło się "dżdżownice", gdy Krawczyk Krzysiek grał, Straszyło się nawzajem najbielszym z białych dzieckiem. Im grubszy tort tym głębiej odcisnąć trzeba twarz. Im zimniej tym cieplejsza jest na żwirowni woda. A Marian dziś powiedział, że ma za duży staż ... Im ktoś jest bardziej trzeźwy, tym trudniej ma na schodach! Lecz nagle Marian ze schodów spadł, I całkiem mu się pozmieniał świat. Gdy Marian nagle ze schodów spadł, W jedną noc przeżył pięć lat... W jedną noc przeżył pięć lat... Tak dużo się zmieniło, tak łatwo zapomniało... Tak trudno dziś wytrzeźwieć z niemocy i marazmu Słowiki głuchonieme, Wartburgi zardzewiałe I żon się już nie szuka, bo same się znalazły. A może to normalne, że się inaczej marzy Inaczej się przeżywa i pije się po pół I żeby to zrozumieć, potrzeba się zestarzeć Lub rzucić się ze schodów - najlepiej głową w dół. Bo kiedy Marian ze schodów spadł, To całkiem mu się pozmieniał świat Gdy Marian nagle ze schodów spadł W jedną noc przeżył pięć lat... W jedną noc przeżył pięć lat...
. "Roku tegoż pańskiego Anno Domini kończyć będę lat siedemdziesiąt i siedem, znaczy się, jak to z dawien dawna mawiają, dwie kosy na mnie idą. Druga rzecz: podług kalendarza i podług pogody styczeń mamy. Do marca, jak w sam raz, niecałe dwa miesiące. A przecie stare, a to znaczy się mądre przysłowie powiada: szczęśliwy starzec, co przeżył marzec" Nie spodziewałam się, że książka polskiego autora przyniesie mi tyle radości. Przeczytałam ją w dwa dni, i stwierdziłam, że muszę o niej napisać, bo szkoda, żeby umknęła tym, którzy szukają czegoś oryginalnego i naprawdę jest: Marian. Zamieszkały we wsi Mużyny, mąż Apolonii i ojciec piątki dzieci. Marian, zgorzkniały do samych kostek, przepełniony nienawiścią do sąsiada, stary tyran rodzinny, konserwatywny do bólu. Marian - głęboko wierzący, przekonany o swojej nieomylności, i o tym, że lepszego męża i ojca wymarzyć sobie nie można. Marian, którego widzę i słyszę codziennie na ulicy, za płotem, w samolocie i w telewizji. Marian - Kargul, Pawlak, Ferdek Kiepski i ojciec z filmu Kogel-mogel w jednym. Zapewniam, że każdy z nas znajdzie tam coś znajomego. Byliście kiedyś na prawdziwej wsi? Ja byłam. W zapyziałych latach 80 tych. Ja nastolatka, z modną miastową fryzurką, w dżinsach na szelkach, w białych skarpetkach, chińskich trampkach koloru czerwonego i żółtym chińskim podkoszulku. Powiem wam szczerze, na powodzenie w tamtych latach narzekać nie mogłam, ale takiego rwania to w życiu się nie spodziewałam. Czułam się tam jak kolorowy kwiat na śniegu, jak królowa życia, jak Angelina Jolie prowincji, tylko ta rozdziawiona szeroko gęba, nieco mi w utrzymywaniu statusu kwiatu przeszkadzała. Pierwsze zdziwienie przyszło kiedy zapytałam o łazienkę. Była! A jakże! Tylko, że nieczynna i zawalona od góry do dołu drewnianymi skrzynkami z narzędziami, roślinami i czymś co przypominało odchody królicze. W każdym razie rąk się tam umyć nie dało bez uprzedniego ukończenia kursu alpinistycznego. Innych potrzeb fizjologicznych, zresztą też nie można było tam załatwić, bo gospodarze doszli do wniosku, że w domu śmierdzących czynności się nie wykonuje i samego kibelka w domu nie posiadali. Sławojka była za domem. Czułam się jak ten pisarz, Oborniak bo "sracz był oddalony od wyra i szło się w deszcz". Jako dziewczynka idąca w życiu na dalekie kompromisy, i wychowywana rozsądnie, nie protestowałam. To znaczy, nie protestowałam do momentu kiedy siedząc razu pewnego w wygódce i przyglądając się słońcu wdzierającemu się tam przez szpary, nie spojrzałam sobie w górę i nie zobaczyłam setki krwiożerczych tarantul, przemieszczających się po belce nad moją głową w rytmie "prawy do lewego". Wyskoczyłam z krzykiem, podciągając w biegu majciochy i dając gawiedzi wiszącej na płocie powody do plotek. Od tamtej pory wchodziłam do wygódki jedynie w plastikowej płachcie, używanej przez tamtejszego Mariana jako peleryna. Ubzdurałam sobie, że pająk "spadniety na pelerynę" dozna poślizgu i wyląduje w czarnej dziurze, zamiast na moich gładkich i różowych czterech literach. Kąpać też się można było, a jakże! W czymś co nazywano parnikiem. Pomieszczenie to służyło głównie do gotowania ziemniaków, albo też ziemniaczanych obierek dla bydlątek. W celu wykonania ablucji, należało rozebrać się do rosołu i umyć wszystkie członki w plastikowej misce, z pomocą wrzątku z gara na piecu. Niestety, parnik miał okna wielkości drzwi tarasowych. Widać gospodarze nie przewidzieli, że będą gościć gwiazdę na gościnnych występach. Tak, tak...kto zgadł? Plastikowa płachta Mariana pomagała mi zachować czystość. Właziłam pod nią razem z miską, zupełnie nie zwracając uwagi na pukania w szybę i szarpanie za klamkę, i męcząc się okropnie próbowałam utrzymać ciało w jako - takiej czystości. Telewizor? Był, ale zepsuty i nikt nie miał czasu się tym martwić. Gospodarze chodzili spać o godzinie a wstawali około nad ranem. Autobus czasem się zatrzymywał, a czasem nie. Takie miejsce zapomniane przez wszystkich ale za to z uroczą rzeczką, i dużą ilością zieleni. Spodobałam się. Zachciano mnie na żonę. Okazało się, że kawaler, którego ze względu na ilość zmarszczek, brałam za 40 latka, jest ode mnie starszy jedynie o 5 lat. Powiedział, że poczeka aż nieco wydorośleję. Pokazał mi kury, owce, krowy, gęsi i pola, pola, pola. I to wszystko miało być moje. Przez moment, w mojej szalonej głowie zrodził się przepiękny obraz mnie rolniczej, wstającej bladym świtkiem, owiniętej jeno białym giezłem, z głową przyozdobioną kwietnym wiankiem, i karmiącej urocze gąsięta, kaczęta i świnięta z ręki, a potem bawiącej się z owieczkami do wieczora. Niestety, nie udało się. Kawaler w ramach testu poprosił mnie o zrobienie mu kromki z salcesonem. Brzydząc się niemiłosiernie, wzięłam tłuściznę w rękę przez papier, wyszukałam odpowiedni nóż i zaczęłam "robić kromkę". Ciosać - to słowo w moim wypadku byłoby chyba bardziej odpowiednie. Kawaler i jego matka przyglądali się temu ze spokojem ludzi, których ze strony miastowych nic nie zdziwi. W kromkę włożyłam, oprócz salcesonu i sporej ilości masła, własne serce i cała sympatię dla wiejskiego stylu życia. Niestety, to kawaler nie zdał testu na narzeczonego. Nie był w stanie otworzyć ust na taką szerokość, żeby kromka gładko tam wjechała. Trzymając pajdziocha dwoma rękami, próbował nagryzać toto w różnych miejscach, masło lało mu się między palcami, a kawałki salcesonu, wielkie jak brykiety do grilla wyjeżdżały ze środka. Czego nie upchnął palcem z powrotem do wewnątrz, lądowało na jego spodniach, i szusowało jak Alberto Tomba w dół nogawki, i na podłogę. Kręcił głową, próbował podejść kromę z lewej, z prawej, od góry i z dołu. I nie dał rady. Znaczy, na męża się kiepsko nadawał. Mąż powinien umieć zjeść to co żona ugotuje. Prawda? Cóż, zostałam żoną miastową ale plastikową płachtę zatrzymałam na zawsze.
Do knajpy się chodziło poszukać sobie żon... Poszukać, bo to w knajpie, znajdować nie wypada. Przegrywał ten, kto pierwszy zaliczył w kącie zgon, Wygrywał, kto ostatnich do domu odprowadzał. A później się wzruszało, gdy biegło się przez mgłę W pszenicy aż do pasa, do słońca aż po rosie, Śpiewało się "Hosannę" dla babci, co na mszę, Jak gliniarz dał alkomat, dłubało się nim w nosie. Lecz nagle Marian ze schodów spadł I całkiem mu się pozmieniał świat. Gdy Marian nagle ze schodów spadł, W jedną noc przeżył pięć lat... W jedną noc przeżył pięć lat... Po lesie się Wartburgiem jeździło aż się grzał, Z pijanym w sztok słowikiem gadało po niemiecku, Tańczyło się "dżdżownice", gdy Krawczyk Krzysiek grał, Straszyło się nawzajem najbielszym z białych dzieckiem. Im grubszy tort tym głębiej odcisnąć trzeba twarz. Im zimniej tym cieplejsza jest na żwirowni woda. A Marian dziś powiedział, że ma za duży staż ... Im ktoś jest bardziej trzeźwy, tym trudniej ma na schodach ! Lecz nagle Marian ze schodów spadł ... Tak dużo się zmieniło, tak łatwo zapomniało... Tak trudno dziś wytrzeźwieć z niemocy i marazmu Słowiki głuchonieme, Wartburgi zardzewiałe I żon się już nie szuka, bo same się znalazły. A może to normalne, że się inaczej marzy Inaczej się przeżywa i pije się po pół I żeby to zrozumieć, potrzeba się zestarzeć Lub rzucić się ze schodów - najlepiej głową w dół Bo kiedy Marian ze schodów spadł To całkiem mu się pozmieniał świat Gdy Marian nagle ze schodów spadł W jedną noc przeżył pięć lat... W jedną noc przeżył pięć lat... See also: JustSomeLyrics 35 Elio Toffana 01 - Intro Lyrics Cementerio Club Esfera de cristal Lyrics